Zaniemyśl - rajd marzenie


Może tych 40 stopni nie było tak zupełnie, ale upał był okrutny. Dlatego łaziki zastanawiały się w jaki sposób pokonać te 14 km. Po naradzie, ustalono, że 16 odważnych rusza w trasę a pozostali w liczbie 15 osób pojadą do Zaniemyśla wygodnie, bo autobusem. Grupa rajdowa zebrana na autobusowym przystanku nabożnie podziwiała nowy aparacik Lidki .Otóż nasza prezesina otrzymała małżeński prezencik - aparat fotograficzny Samsung, zgrabny i elegancki .A że Lidka lubi "pstrykać" i być opstrykiwana, grupa ucieszyła się z nowego jej nabytku, zapisując się w kolejce do zdjęć.W końcu gromadka dojechała do Bnina i trafiła na przysłowiową patelnię, bowiem na polach dojrzewające zboże, zapylona drogai ani centymetra cienia. złapaliśmy wytrwale ku widniejącemu na horyzoncie lasowi, który wbrew prawom fizyki wciąż się oddalał [przynajmniej tak orzekliśmy] I o radości, najprawdziwsza woda z deszczowni ustawionych na brzegu pola. Ten i ów dał nurka pod prysznic popiskując wesoło. Wreszcie upragniony las.A w lesie zamiast cienia powietrze takie, że można nożem ciąć i uprzykrzone wielkie muchy potocznie zwane ślepakami. Akurat! Bezbłędnie trafiały w nasze biedne kończyny i cięły z wampirzą zajadłością. Dobry sposób na przyspieszenie tempa marszu. Oj i pogoniły nas nieziemsko. A i Paweł telefonicznie nas monitował. Chodziło mu o badejki [kąpielówki] które Lidka niosła w plecaczku, tymczasem biedny prezes tęsknie spoglądał na jezioro i marzyła mu się kąpiel. A tu bez badejek nie uchodzi. Zasapani, zziajani i zakurzeni jak na prawdziwych traperów przystało dumnie wmaszerowalismy na kąpielisko i hurmem rzuciliśmy się na wodę. Pić, pić! Chłeptaliśmy jako te smoki a mlaskali a cmoktali. Ech, i kto powie, że woda nie jest skarbem turysty? Potem wspaniały obiadek, nieco lenistwa i błogiego "nicnierobienia". I trzeba było odtrąbić siadanego do autobusu. Jeszcze tylko malutka atrakcja. Na przystanku pokropił nas deszczyk przy pełnym słoneczku i błękitnym niebie usianym delikatnymi obłoczkami