Weekend w Ślesinie

Najdłuższy weekend w Europie postanowiliśmy spędzić, jak na łazików przystało na zielonych szlakach, aby były leśne ścieżki, woda i zaprzyjaźniona gromada. Wyznaczyliśmy sobie przeto turystyczne spotkanie w okolicach Ślesina. / k Konina Dzień 1- 29 IV Deszcz, deszcz., kapał ciurkał i moczył 18 plecakowiczów, Gapcię i gitarę. Ale nic to. Sprawnie załadowaliśmy się do pociągu, który zawiózł nas do Konina, potem autobus i wysiadka w Ślesinie. Powędrowaliśmy długą trasą brzegiem jeziora do"Energetyka" I niespodzianka. Główne wejście przystrojone balonikami, hol także. Czyżby na nasze przyjęcie? Niezupełnie. W hoteliku grała orkiestra od ucha i grzmiały weselne toasty. O wieczornym spotkaniu "piosenka na rozgrzewkę" nie było co marzyć. Krótki rekonesans otoczenia w deszczyku i zajęcia własne. Dzień 2-3 IV Leeeeeje! Idziemy do kościoła w Ślesinie. Z ambony ksiądz gromi"majówkarzy" i wygłasza płomienna filipikę polityczną. Czujemy się skonsternowani, bowiem oczekiwaliśmy strawy duchowej. Lądujemy"U Stacha"- miłej knajpce aby pokrzepić się czymś smakowitym i w kapuśniaczku wracamy do hotelu. Dobrze, że mieszkamy daleko od miasta, można przynajmniej realizować program turystyczny. Poobiedzie wyruszamy w dookolne lasy. Siąpi nadal, ale chodzi się miło po miękkiej otulinie ścieżek. Wieczorem spotykamy się na prywatnych pogaduchach, bowiem salonik okupują nadal weselni goście. Dzień 3- 1 V Nadal leeeje! Tym razem zamówionym autobusem [miało być łazikowo, czyli szlakiem] udajemy się do Lichenia. Zwiedziliśmy bazylikę, Golgotę, wzięliśmy udział we mszy św. Syci wrażeń odczekaliśmy rekreacyjnie godzinkę na przystanku podziwiając olbrzymie gipsowe anioły u wejścia do Drogi Krzyżowej. Wreszcie jest wytęskniony autobus. A na rynku w Ślesinie gospoda"Pod Kulawą Gęsią" z pięknym kominkiem, obwieszona porożami, pełna uroczych sztychów i bibelotów. Jadło takoż jak się patrzy, wątróbka z cebulką mniam, mniam, kotleciki serowe i oczywiście gęś na różne sposoby przyrządzana. W hoteliku nareszcie można pośpiewać nasze wypróbowane przeboje. I niespodzianka. Pan Eugeniusz Piątek, który dołączył właśnie do gromadki przywiózł mnóstwo pysznych pączków z różaną marmoladą. Pychota. Dzień 4-2 V Słońce! słońce! - poniosło się echem po korytarzu. Śniadanko i w drogę! Lasami do Ignacewa, pięknej wioski oddalonej o 9 km od naszej bazy. Trasa jak marzenie. Zielono, las pełen ptasich trylów, słoneczko bawi się z nami w chowanego. Stanęliśmy na popas przy sklepiku zasobnym w dobra wszelakie i zasililiśmy mdłe ciała energią. Miano Królów Trasy otrzymali jednogłośnie:- p. Sylwester- nestor, ale jaki niestrudzony piechur, oraz Agatka- trzecioklasistka i Julia jej czteroletnia siostrzyczka. Dzieci dzielnie przeszły połowę 17 kilometrowej trasy, p. Sylwester całą. Niechaj jego imię świeci pięknym blaskiem jako przykład kwękaczom i marudom. W powrotnej drodze ozłociły nas [dosłownie, boć słonko świeciło] wielkie krople majowego deszczyku, pozwalając oddychać pełną piersią. Podsumowaliśmy śpiewająco ten udany dzień, a nasze koleżanki z Bydgoszczy ułożyły zgrabny wierszyk podsumowujacy imprezę. Z kronikarska dumą gęsim piórem kaligrafuje, iż nasz łazikowy klub znany jest poza Pyrlandią, bowiem mamy ambasady w Łodzi, Bydgoszczy i Szczecinie. Dzień 5- 3 V Pogoda jak marzenie a tu czas powrotu. Ha, taki los turysty. Udało się nam nieco pogapić na jezioro z za burt stateczku"Pawełek" [ten nasz szef ma jakieś nielegalne przedsiębiorstwo, albo znajomości] Powystawialiśmy nosy na słoneczko, pogawędzili z kapitanem i czas na pakowanie. Ostatnia trasa do Ślesina i wrrrrr, wrrrr - autobus rejsowy do Konina tylko mignął pustym wnętrzem nie zatrzymując się na przystanku. Jakim wspaniałym wynalazkiem jest komórka i operatywny szef! Paweł zadzwonił do dyspozytora i bardzo zdecydowanie przedstawił sytuacje i konsekwencje z niej wynikające. Efekt był piorunujący. Znalazł się autobus i w przyzwoitym czasie dotarliśmy do Konina, skąd pociągiem do Poznania. Czas na podsumowania: Mamy wiele ciepłych słów dla naszych przyjaciół opiekunów-przewodników- szczególnie dla Kai, której zaangażowania i życzliwej pomocy nie da się wymierzyć. A my? Szef i Lidka już obmyślają następną trasę, a Agrafek zasiada do obróbki serwisu fotograficznego.